Młodzik
Po siedmiu latach od głośnej premiery „Idioty” z Agatą Buzek w roli tytułowej, Igor Gorzkowski powraca do literatury Fiodora Dostojewskiego i teatralnego uniwersum stworzonego ze scenografem Honzą Polivką i kostiumografką Magdaleną Dąbrowską. Dzisiaj z tych elementów powstała inscenizacja „Młodzika” w nowym tłumaczeniu autorstwa Adama Pomorskiego.
„Chociaż jestem sam, to czuję, że wcale sam nie jestem, że ktoś mnie oczekuje i czegoś oczekuje ode mnie. Gdzieś za drzwiami siedzą jacyś ludzie i czekają, co zrobię” – powiada Arkadij, dziewiętnastoletni bohater tytułowy powieści Młodzik Fiodora Dostojewskiego.
Ludzie „za drzwiami” nie pozostają jednakże bierni, lecz bezustannie manipulują Młodzikiem. Wciągają go w grę pozorów, jaką jest „stary” (późnofeudalny) porządek skupiony wokół figury Księcia Sokolskiego, prowokując go jednocześnie do decyzji i działań w „nowym” stylu, którego cechą charakterystyczną jest obsesja na punkcie nowoczesnej idei „wolności osobistej”.
Arkadij, odkrywszy, że zagadką istnienia nie są wcale odwieczne działania „przyszłościowe” – ofiara, odkupienie oraz zbawienie, lecz są nią nonsens i absurd, w najlepszym zaś razie tęsknoty do wielkich czynów i wzniosłych rzeczy, wygłasza pomne słowa: „Przepraszam, ale skoro tak, to jak najnieuprzejmiej będę żył dla siebie, a potem choćby potop”.
Nowy przekład powieści Fiodora Dostojewskiego, opublikowany przez Adama Pomorskiego w dwieście lat po narodzinach pisarza, urzeka adekwatnością, celnością, świeżością. Czegoś bowiem możemy być pewni dziś – w dobie postprawdy, nieweryfikowalności sądów oraz opinii i wszechobecnego relatywizmu? Li tylko tego, że dobro to trwanie w bezinteresowności oraz ograniczeniu własnych potrzeb i pragnień na rzecz pokoleń, które nadejdą po nas (jeśli w ogóle zdążą), natomiast zło to nic innego jak korzystanie z zasobów ziemskich, w imię własnych przyjemności oraz korzyści, w sposób niezrównoważony i nieodpowiedzialny.
Potop to nie prastary mit ani niedająca się sprawdzić przepowiednia, ale realność, której współczesne „młodziki” nie mogą już ignorować – żyją w niej bowiem i żeby pierzchać przed nią na stały ląd, musiałyby wpierw uciec od samych siebie…